Uniwersytety Harvard, Yale oraz Columbia, jedne z najlepszych na świecie, zachęcają przyszłych studentów, aby zrobili sobie rok przerwy przed rozpoczęciem studiów.
W USA taka przerwa określana jest jako „gap year” – pomysł spotkał się z dobrym przejęciem, również w innych krajach, ale w Polsce dopiero zaczyna być stosowany. W Stanach Zjednoczonych uczniowie mający już pewność, że zostali przyjęci na studia, mogą zgłosić też, że chcą zrobi sobie rok przerwy przed rozpoczęciem nauki. Zgłoszenie, jeśli zostanie zaakceptowane, jest ważne – na ich miejsce nie zostanie przyjęty inny student. Za rok nie będą musieli aplikować drugi raz.
Okazuje się, że przez ten rok wolności uczniowie nie próżnują i nie rozleniwiają się – rzadko zdarza się, że za rok stwierdzają, że jednak nie chcą w ogóle iść na studia. Badania amerykańskiego Stowarzyszenia Roku Przerwy udowodniły, że aż 90 proc. uczniów wraca do nauki po gap year. Co więcej, styl nauczania jest inny na studiach niż w szkole – nie ma pilnowania, przypominania, pytań o pracę domową itd. Wymagane jest dojrzałe podejście, a tego można nauczyć się m.in. podczas roku w świecie dorosłych.
Często uczniowie rozpoczynają wtedy pracę, aby mieć własne środki do życia, podróżują – łączą pracę lub naukę ze zwiedzaniem nowych miejsc oraz przyswajaniem obcego języka. Wybierają się też na wolontariat, aby zyskać nowe doświadczenie, poznać inne miejsce i ludzi, odmienną kulturę itd. Plusów jest zatem wiele. Oczywiście część uczniów zachłyśnie się wolnością i straci ten rok, ale należą oni do mniejszości.
Do tej pory w Polsce jeszcze żadna z uczelni nie wprowadziła takiej opcji. Nie można opóźnić rozpoczęcia studiów, ale można wziąć np. urlop dziekański. Maturzyści mogą też po prostu zdecydować się na rozpoczęcie nauki na studiach później, nie tuż po szkole. Mają wtedy czas, aby wybrać kierunek studiów, przemyśleć go na spokojnie, zastanowić się, czy jest on perspektywiczny itd. Pochopne decyzje często okazują się chybione.
KKw,fot.rawpixel/Pixabay